Spodnie są prawie jak po starszej siostrze. Starszej siostry na szczęście młoda się nie doczekała [akurat nie kusiło mnie nigdy żeby wystąpić w Teen Mom, chociaż wszystko to kwestia przypadku przecież]. Portki są mocno na wyrost, zaszalałam z długością yyy... trochę. Powstały ze swetrowej spódnicy od mojej sąsiadki, którą w tym miejscu pragnę gorąco pozdrowić, bo wiem, że tu zagląda. Ściągacz powstał z mojego skróconego panterkowego sweterka.
Pamiętacie odpustową bluzkę mojej babci? Zostało trochę materiału i sądziłam, że wystarczy na maluchowe legginsy, ale się przeliczyłam. Wystarczyło na tshirt. Kiedy go szyłam postanowiłam jakoś go udekorować i padło na żabot. Oczywiście do jego uszycia zainspirowała mnie Sagitta, która dała u siebie fajną instrukcję. Spodobało mi się takie wykończenie dekoltu, a jak widać na zdjęciach żabot jest trochę brudny, bo to było po przedszkolu. Brzegi rękawów i dół ozdobiłam zygzakową taśmą, którą miałam [i mam nadal] z zapasów zgromadzonych ongiś przez moją mamę.
Mistrz drugiego planu - buźka bejbe! |
Przy okazji latem zabrałam się za uwalnianie włóczek i dzięki temu teraz mamy czym się opatulać. Wydziergałam między innymi ten komin - melanżowy, siwo-grafitowy.