14.07.2013

no odpust jak się patrzy


Dzisiaj będzie dużo treści.
Do kościoła chodzę wtedy, kiedy muszę. Przeważnie są to pogrzeby albo msze za zmarłych członków rodziny, bo ostatnio na śluby notorycznie się spóźniamy z moim ziomkiem i wpadamy do kościoła już na samo błogosławieństwo. Ale dzisiaj było inaczej. Pojechaliśmy na odpust! Ostatnio i przedostatnio nie dane było mi uczestniczyć w tym wydarzeniu, więc z tym większą radością dzisiaj się wybrałam. Jest to jedna z niewielu okazji do spotkania się z rodziną. A ja lubię te spotkania.

Mszę prowadził ksiądz, który mówił szybciej niż ja zdążyłam przeanalizować sens jego wypowiedzi. Coś jak amerykański raper który jak torpeda wyrzuca tysiąc słów na minuę. Fajnie o tyle, że msza nie trwała długo a ja nie zdążyłam się wynudzić.

A później już tylko straganowy szał pał! Młoda dostała korale, bransoletkę, jakieś petszopy i powiedziałam basta, bo to się później przewraca u mnie po domu i muszę sprzątać te chińskie nieatestowane zabawki z mnóstwem małych elementów, które na koniec i tak lądują w odkurzaczu. No ale stragany mają swój urok. Na samym końcu było nawet stoisko muzyczne, z muzyką bynajmniej nie sakralną, a z nieśmiało pobrzmiewającym doscopolo. Dzieciory dostały jeszcze lody. Ja też. O, i tu młoda w jagodowym topie.
No ale ale, żeby nie było że tylko chwalę się piękną niedzielną pogodą i lekkim upiciem się w rodzinnym gronie. Pod koniec obiadu przed domem zaczął padać deszcz, jednak w porę zwinęliśmy wszystko ze stołu. Poza tym chciałabym napisać też parę słów o mojej babci.

Moja babcia wychowała się we wsi nad Narwią, w domu, przy którym dzisiaj wspólnie ucztowaliśmy z rodziną. Jest bardzo skromna i wybiera możliwie prosty ubiór. No i wiadomo, z wiekiem sylwetka się zmienia. Babcia nosi rozmiar na oko 52, więc ma dość ograniczony wybór jeśli chodzi o odzież, biorąc pod uwagę jej wymagania co do prostoty stroju.

Byłam z nią w ciuchu, bo tam często są spore bluzki, ale chodzenie po takich sklepach wymaga czasu i jest męczące dla starszej osoby. Byłyśmy też na rynku. Pani sprzedawczyni wyszukiwała coraz to nowe bluzki, a każda kolejna jeszcze bardziej wyszukana od poprzedniej. Jak nie klamerka przy dekolcie to wielkie dwa guziki, jak bluzka ok to wzór ma taki oczojebny że nie wiem, i była jedna fajna, tylko miała poprzyszywane falbanki w jakiś promienisty wzór. Nic to, biorę sprawy w swoje ręce.
Miałam akurat kawałek dzianiny wiskozowej, zabrałam od babci jedną z jej ulubionych bluzek, odrysowałam sobie szablon, i wio! Jest bluzka. Będę musiała jeszcze delikatnie pogłębić w niej dekolt, bo jednak babcia chce głębszy. Zostało mi trochę więc pewnie na KCW powstaną jakieś legginsy młodej. Fajne legginsy z tego materiału uszyła sobie Ninsun.

Aaaaa, no i torba na letnią akademię szycia! Uszyłam ją wczoraj w nocy, w ogromnym pośpiechu. No bo dzisiaj przecież deadline. No i oto ona, wąsata torba! A że torba powstała z materiałów, a raczej resztek zalegających gdzieś w czeluściach szafy, to można ją zaliczyć do akcji uwalniania tkanin.