Dzisiaj będzie dużo treści.
Do kościoła chodzę wtedy, kiedy muszę. Przeważnie są to pogrzeby albo msze za zmarłych członków rodziny, bo ostatnio na śluby notorycznie się spóźniamy z moim ziomkiem i wpadamy do kościoła już na samo błogosławieństwo. Ale dzisiaj było inaczej. Pojechaliśmy na odpust! Ostatnio i przedostatnio nie dane było mi uczestniczyć w tym wydarzeniu, więc z tym większą radością dzisiaj się wybrałam. Jest to jedna z niewielu okazji do spotkania się z rodziną. A ja lubię te spotkania.
Mszę prowadził ksiądz, który mówił szybciej niż ja zdążyłam przeanalizować sens jego wypowiedzi. Coś jak amerykański raper który jak torpeda wyrzuca tysiąc słów na minuę. Fajnie o tyle, że msza nie trwała długo a ja nie zdążyłam się wynudzić.
A później już tylko straganowy szał pał! Młoda dostała korale, bransoletkę, jakieś petszopy i powiedziałam basta, bo to się później przewraca u mnie po domu i muszę sprzątać te chińskie nieatestowane zabawki z mnóstwem małych elementów, które na koniec i tak lądują w odkurzaczu. No ale stragany mają swój urok. Na samym końcu było nawet stoisko muzyczne, z muzyką bynajmniej nie sakralną, a z nieśmiało pobrzmiewającym doscopolo. Dzieciory dostały jeszcze lody. Ja też. O, i tu młoda w jagodowym topie.
No ale ale, żeby nie było że tylko chwalę się piękną niedzielną pogodą i lekkim upiciem się w rodzinnym gronie. Pod koniec obiadu przed domem zaczął padać deszcz, jednak w porę zwinęliśmy wszystko ze stołu. Poza tym chciałabym napisać też parę słów o mojej babci.
Moja babcia wychowała się we wsi nad Narwią, w domu, przy którym dzisiaj wspólnie ucztowaliśmy z rodziną. Jest bardzo skromna i wybiera możliwie prosty ubiór. No i wiadomo, z wiekiem sylwetka się zmienia. Babcia nosi rozmiar na oko 52, więc ma dość ograniczony wybór jeśli chodzi o odzież, biorąc pod uwagę jej wymagania co do prostoty stroju.
Byłam z nią w ciuchu, bo tam często są spore bluzki, ale chodzenie po takich sklepach wymaga czasu i jest męczące dla starszej osoby. Byłyśmy też na rynku. Pani sprzedawczyni wyszukiwała coraz to nowe bluzki, a każda kolejna jeszcze bardziej wyszukana od poprzedniej. Jak nie klamerka przy dekolcie to wielkie dwa guziki, jak bluzka ok to wzór ma taki oczojebny że nie wiem, i była jedna fajna, tylko miała poprzyszywane falbanki w jakiś promienisty wzór. Nic to, biorę sprawy w swoje ręce.
Miałam akurat kawałek dzianiny wiskozowej, zabrałam od babci jedną z jej ulubionych bluzek, odrysowałam sobie szablon, i wio! Jest bluzka. Będę musiała jeszcze delikatnie pogłębić w niej dekolt, bo jednak babcia chce głębszy. Zostało mi trochę więc pewnie na KCW powstaną jakieś legginsy młodej. Fajne legginsy z tego materiału uszyła sobie Ninsun.
Aaaaa, no i torba na letnią akademię szycia! Uszyłam ją wczoraj w nocy, w ogromnym pośpiechu. No bo dzisiaj przecież deadline. No i oto ona, wąsata torba! A że torba powstała z materiałów, a raczej resztek zalegających gdzieś w czeluściach szafy, to można ją zaliczyć do akcji uwalniania tkanin.