Jakoś tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego pomyślałam, że w sumie to moja młoda nie ma żadnych nowych ubrań. Z kilku wyrosła a inne poplamione i nie do odplamienia. To mi dało powera i usiadłam do maszyny. Ten tshirt jest pierwszą rzeczą, którą skończyłam i śmiało mogę powiedzieć, że jest to nareszcie finished object [a w szafie mam jeszcze kilka unfinished, trudno o mobilizację]. Szyłam go od czerwca i właściwie to tylko czekał na wykończenie brzegów. Powstał z szarego ściągacza. Żeby nie było tak buro, dorzuciłam od siebie akrylowe kamyki. No i pierwszy tshirt już jest! W słońcu i w cieniu [w cieniu lepiej widać]. Młoda zachwycona bogactwem błyskotek mówi, że to złota bluzka. Dlatego wszystko złoto, co się świeci, bez żadnych odstępstw.