Zawieźliśmy moją babcię na wieś. Babcia postanowiła zostać tam kilka dni a my poszliśmy na spacer, nad Narew. Postanowiłam wykorzystać piękną pogodę i w nowej spódnicy z półklosza starałam się jak mogłam, żeby wyszły jakieś foty na bloga. No ale najpierw Narew. Po obu stronach kładki:
Co roku spędzałam tu część wakacji. Dawniej woda była tu czysta, pływały ryby, można było się kąpać i było widać piaszczyste dno. Teraz jest mnóstwo mułu, pijawek, rzeka się spłyciła. To wszystko za sprawą zalewu, jaki powstał parę (kilkanaście?) lat temu i lepiej już raczej nie będzie. Mimo to można cieszyć oczy pięknymi widokami: niekończącą się łąką, lasami, nawet samą rzeką.
Materiał, z którego uszyłam spódnicę, kupiłam w ciuchu. Chciałam najpierw uszyć z niego bluzkę, ale się rozmyśliłam.
Może i jest babciowy. Ale co tam!
Kiedy wychodziłam z domu, nastawiałam się co prawda na ładną pogodę, ale nie sądziłam, że będzie aż tak ciepło! Dlatego na początku miałam jeszcze na sobie żakiet z wrześniowej Burdy.
Później było już tylko cieplej....
Spódnica ma jeden szew, który łączy oba końce materiału, i jest to oczywiście szew francuski. Spód podłożyłam ręcznie, żeby nie było widać ściegu.
No i mój photographer:
Kiedy już wróciliśmy do domu i robiłam sobie coś do jedzenia, wpadł do kuchni z aparatem i mówi: zrób ładną minę, pokażesz na blogu, że w tej spódnicy można też gotować!
No to jak widać - można. Tak, ta spódnica jest bardzo praktyczna.