Podjęłam swoją pierwszą w życiu próbę zabawy w decoupage. Nie byłam do tej pory zainteresowana tym tematem i śmiem twierdzić, że dalej nie jestem. Ale miałam klej, mama podrzuciła mi serwetki, dostałam też farbę akrylową w kolorze antycznej bieli, lakier... i jakoś poszło. Być może sprofanowałam nieco tę sztukę, ale z efektu jestem zadowolona. Zrobię jeszcze parę takich i z decoupage daję sobie spokój. No, chyba że kiedyś z młodą coś będziemy tworzyć...
Poza tym byłam w sobotę u dziadka i zostałam obdarowana kilometrami tkanin. Dostałam ponad 2m szarej kraciastej wełny, 5m pięknego zielonego nie wiem czego w kwiaty [ale zakochałam się w tym od pierwszego wejrzenia!], ze 2m siwej bawełny w białe prążki, bawełnę w jagody [też sporo] i bawełniane kawałki, które w bliżej nieokreślonej przyszłości wezmą udział w jakimś patchworku.
Chwila oddechu i biorę się za szycie!