Ta bluzka powstawała w pocie czoła przez mniej więcej tydzień. Dlaczego tak długo? A bo ja wiem.. Najpierw młoda mi zachorowała, później przeszło na mnie i nie bardzo mi się chciało. Ale wzięłam się w garść i mozolnie szyłam i nanosiłam wieczorami poprawki. Dzisiaj przyszyłam już sam kołnierzyk z czasów mojego dziecięctwa, w który mama przystrajała mnie, kiedy szłam do kościoła.
Przy okazji zdychania na kaszle postanowiłam zrobić porządek w pawlaczu i znalazłam wełnianą kamizelkę. Parę lat temu powiedziałabym że to kwintesencja wsi i wywaliła. Hmm. W sumie to jest kwintesencja wsi, ale teraz bardzo mi się podoba i chyba musiała przeleżeć swoje w pawlaczu.
Wracając jednak do bluzki, podczas szycia zmierzyłam ją tylko po to, żeby określić długość rękawów. Na manekinie nie robiła szału i może to też był powód, dla którego nie spieszyło mi się, żeby ją skończyć i mieć spokój. Jednak po nadaniu jej ostatecznego kształtu i zwężeniu, uważam że wyszła mi taka jak chciałam!
Koszt bluzki z baskinką: 25zł